jak „morimucha“ — muchomora używają do trucia much a hubkę — do krzesiwa. Zbierają też „sunici“, maliny, czernice, jeżyny, „witrini“ — dziki agrest, porzeczki, poziomki i inne jagody, jak też orzechy, żołędzie, jałowiec, „swerbiwus“ czyli owoc dzikiej róży, łobodę, szczaw, kmin, chrzan, a wszystko to pochłania spiżarnia gazdyni. Bojki na większych rzekach łowią ryby siecią, korytem, „ryszitom“, „czerpakom“ i na wędkę — robią to jednak w wolnych chwilach i nie ma tam nigdzie takich szkodliwych rybaków kłusowników, jak w Tatrach i na Huculszczyźnie. Łowiectwo — porywające, męskie rzemiosło pociąga istotnie i Bojków-górali, lecz któż tam się dowie, jakich oni imają się sposobów, by zdobyć jelenia, sarnę i dzika a tak, żeby gajowy i policja nie posłyszeli strzału i nie wytropili śladów kluczącego po lasach kłusownika? Tajemnicą przeto okryte są przygody bojkowskich nemrodów. Przyznają się tylko, że „diki ptachi ta mali zwirata łowlać łapkami“. A tych „łapek“ mają sporo — zwykle, nienawistne dla sportowca sidła, wnyki, pętle i pułapki z ciężarem — na kuny i tchórze.
Bojko wszystko potrafi zrobić, co potrzebne mu jest w gospodarstwie. Zna się na wszelkich rzemiosłach, chociaż z biegiem czasu życie wytworzyło kadry specjalistów, wyrabiających nieskomplikowane narzędzia rolnicze, przedmioty bednarskie, koszykarskie, naczynia drewniane, „kapeluchy“ a nawet — i przyrządy tkackie — tak niezbędne w życiu zapracowanej gospodyni. Do głowy jej nie przyjdzie zaśpiewać, jak to często czyni gazda: „Nykołaju, ja wmyraju, bizy po horiłku, ta ne bery mału flaszku, woźmy sy baryłku!“ Uwija się dzień cały od świtu po domu, przy piecu, przy chudobie i przy dzieciach, których pełno wszędzie, boć to „błogosławieństwo Boże“. Gdy zaś noc zapadnie i wszyscy usną — ona — skrzętna, gospodarna i pracowita — zrzuciwszy chodaki i chustki, usiądzie przy wrzecionie lub krosnach i znowu pracuje. Przecież któż odzieje rodzinę, jeżeli nie wytka ona długich pasm płótna i grubego samodziału wełnianego na siraki i kurtaki? Ciężkie, jednostajnie ciężkie jest życie gazdyni, a tak nużące, że nawet na śpiew nie znajduje ona sił i czasu. Jednak dusza ludzka szuka dla siebie wytchnienia i chwil wzniosłych. Dusza Bojkini znajduje to wszystko w sztuce... w sztuce haftowania bogatej we wzory i barwy — i kto wie czy w doborze ich nie odzwierciadla się dusza gazdyni, jej zawiedzione nadzieje i marzenia? W każdej dzielnicy Bojkowszczyzny inne są wzory, a przede wszystkiem różne barwy, zapewne odpowiadające kolorytowi krajobrazu. Na wschodzie bardziej liliowe tony, bo
Strona:F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu/150
Ta strona została skorygowana.