Strona:F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu/158

Ta strona została skorygowana.

nie gaszą, by nieboszczykom widno było na tamtym świecie. Po wieczerzy młodzież śpiewa kolędy: „W nydilu rano sonejko schodyt, świata Preczysta po raju chodyt, swoho synojka za ruczeńku wodyt“. Nazajutrz rodzina gazdowska wstaje przed świtem, co zapewne pozostało od niedawnych czasów, gdy wieczerza przeciągała się do rana. Rodzina myje sobie ręce i twarz wodą, do której „na szczęście“ wrzucają pieniądze. Gazda trzyma już w ręku „krczun“ i idzie z nim do studni, gdzie kropi bochen zimną wodą i wraca do izby. Na odezwanie się gospodarza — „Chrystos rodytsia“ — odpowiadają chórem: „Chwała Mu!“ a „krczun“, ciśnięty ręką gazdy, toczy się od progu do stołu; wszystkie oczy śledzą, jak upadnie bochen i z tego wróżą o urodzajach. Gazdynia obwiązuje chleb pasami przędzy lnianej, kładzie pod snop, który leży pod serwetą i wpuściwszy owcę do chaty karmi ją z ręki i wyprowadza. Po śniadaniu rodzina idzie do cerkwi, po obiedzie zaś młodzież odwiedza sąsiadów śpiewając kolędy. Tego dnia gospodarze nie powinni spać. Byłoby to niebezpieczne, gdyż len na pewno zgniłby na korzeniu. Zimowe święta następują jedno po drugim. Na Nowy Rok dopiero można spożyć „krczun“, już dobrze suchy, jednak przed tym należy wyciąć jego środek i dać bydłu, co najskuteczniej ochroni je od chorób. W tym dniu wróżą po chatach. Straszne