cza okolicę Czarna Ripa, widnieją Błyszcz dwuszczytowy i szmaragdowe Jaworniki, gdzie Stryj i Opór, a z nimi razem Różanka i Sławska białymi, wąskimi wstęgami wybijają się spod ziemi i to kryją się pod szerokimi liśćmi wybujałych podbiałów, to znów połyskują srebrem i szkliwiem na miejscach odkrytych. Od strony zachodniej docierają tu uskoki Doużków i Zwinina. Pomiędzy dopływami Oporu, odgradzając je swymi cielskami, stanęły Kindrat, Tatarówka i Ostry Werch z „Pisaną Krynicą“ w głębokiej i szerokiej grocie. Tam, jak głosi legenda, miał swoje legowisko i czerpał wodę ze źródełka historyczny, a legendarny zarazem Ołeksa Dobosz — „niekoronowany król“, bohater, umiłowanie i postrach Czarnohory. Nad Sławką, Oporem i Hołowczanką podnoszą zielono głowice Trościan i Krzemieniec, gdzie wypływają źródła Butywki mknącej ku Orawie. Wszystko tu cieszy wzrok zielenią, nawet woda rzek na głębszych plosach ma odcień ciemnej śniedzi, na mieliznach zaś — akwamaryny. „Naszy Beskidy zełenyji“ — szepcą Bojki okoliczni i o zielonych śpiewają górach. Jakżeż bogata jest ta szkatuła pełna szmaragdów, chryzoprazów, berylów i chryzolitów! W skupieniu panujących tu zielonoszafirowych jodeł wciął się malachitowy klin buczyny, wyżej — jaśniejsze od jodeł bory świerkowe, a jeszcze wyżej, tuż pod niebem — jaskrawo zielone szmaragdowe kobierce połonin, chociaż i na łagodnych zboczach pomiędzy borami zuchwałymi plamami zieleni biją w oczy łąki pastewne, a na nich, niby wzory wymyślne, — złote kępy arniki, esy-floresy błękitnych gencjan, z rzadka, niby mgiełki różowe, kwitnące krzaki azalij, podszytych pędami pstro nakrapianych storczyków. Kołyszą się tam ponad zielenią traw fioletowe dzwonki dziwnie wybujałe, pnie się rozchodnik i kwitnie bogato różanecznik alpejski. Na te kwieciste polany wynurzają się z kniei dziki szczeciniaste i chrząkając szukają ostów rozrosłych i szerokolistnych paproci — nazywanych tu „językami jelenimi“. Na najwyższych szczytach panują mchy i widłaki, nad nimi zaś wyrastają wysokie krzaczki kamionek i borówek, okrytych jagodami niespotykanej nigdzie wielkości (Papée). Płynie tam daleki orli skwir i sunie cień jastrzębi, nad łąkami zataczających koliska szerokie. W jodłowych borach tokują na wiosnę i łopoczą skrzydłami na zapadach oszalałe głuszce, w jesieni całymi stadkami przelatują kwiczoły po jałowcach żerujące, i rozpierzchają się w przerażeniu, gdy w pościgu za wiewiórką, ze zgrzytem mocnych pazurków z konarów drzewa drapieżna ześlizgnie się kuna. Na tajemnych polanach, do
Strona:F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu/176
Ta strona została skorygowana.