kudłaczu, a nawet ten i ów z nich natknął się na jego „hajno“, ukryte pod wywrotem, posuszem i ziemią przysypane. Jakiś śmiałek, wdrapawszy się na smerek począł nawet „tujkać” na niedźwiedzia, lecz władca gór nie raczył zwrócić na niego uwagi. Zuchwały bowiem pomiędzy Skolem a Tuchlą zamieszkuje ludek — ci górale ze Sławska, Różanki, Wołosianki, Tucholki, Smorza, Libuchory, Komarników, Klimca, Wyżłowa, Oporca, Matkowa i z Husnego spod Pikuja. Niemało tam osiadło przed wiekami szlachty drobnej — niebogatej, która z biegiem czasu wiarę i mowę zmieniła, lecz nie mogła się wyzbyć gorącego i hardego serca polskiego. O nich za czasów królewskich dowiadywano się wtedy, gdy ogłaszano pospolite ruszenie, lub gdy jeden magnat obmyślał najazd na drugiego. Na pierwszy odgłos pobudki wojennej zgłaszali się do chorągwi i rot bitni, do wszelkich trudów nawykli, odważni i zuchwali. Nie jeden z nich krew przelał na sławnym polu Grunwaldzkim, a i w innych wojnach gromadnie brali udział herbowi panowie spod Skolego, Tuchli i Doliny. Sporo ich tam było, lecz po części się wyszczerbiła tamtejsza szlachta, po części przeniosła się do Turki, gdzie miała krewniaków i pobratymców, częściowo zubożała do reszty, do szlachectwa przyznać się wstydziła, schłopiała i wsiąkła w społeczeństwo bojkowskie, czemu sprzyjała przynależność do cerkwi grecko-katolickiej, co jakoś nieznacznie samo przez się przyszło. Z. Sticher w swej pracy o gwarach ruskich na Zachód od Oporu zwraca uwagę na różnice, jakie zachodzą między mową karpackiej szlachty zagrodowej i gwarami sąsiadujących z tą szlachtą chłopów. Okazuje się, że górska szlachta zagrodowa mówi gwarami bardziej zbliżonymi do gwar dolinnych niż okoliczni chłopi. Nie działał tu na pewno wpływ literackiego języka ukraińskiego, bo sprzeciwiałby się on gwarom dolinnym. Element polski występuje dość wyraźnie w słownictwie szlachty zagrodowej, lecz jednocześnie jest również silnie wyrażony we wsiach chłopskich. Można by więc przypuszczać, że gwary dolinne powstały drogą zmian mowy polskiej, używanej tu przez pierwotnych osadników dolinnych, którzy byli Polakami przybywającymi tu z różnych dzielnic Rzeczypospolitej — jak się to działo na przestrzeni wieków. Daleko silniej niż ojczysta mowa u tej starej szlachty zagrodowej utrwaliło się coś innego — a bardziej istotnego. Bo oto gdzieś na dnie duszy, niby żar pod popiołem — tliły się jakieś wspominki, niejasne echo dawnej tradycji polskiej, niewidzialne nici, łączące tę szlachtę schłopiałą, „zruszczoną“ z macierzą. Bo oto ledwie przebrzmiały głosy znad Sanu, Stryja i Dniestru, nawołujące do powrotu do polskości, do tworzenia związków szlachty podkarpackiej — podnieśli głowy utrudzone „panowie“ skolscy i tucholscy i usłyszeli tajemne poszepty swych serc: „Polakami jesteście, solą tej ziemi i jedynymi jej władcami!“ Bez namysłu więc przyłączać się poczęli do pobratymców, jak dawniej, gdy to na wojenkę chadzali. Ba, nauczyły ich dawne, burzliwe dzieje, że ino śmiały zwycięża!
∗ ∗
∗ |