nalnego hoteliku! Przy wierceniu warstw roponośnych zamknięte w skorupie ziemi a znajdujące się pod ciśnieniem setek atmosfer gazy lub woda wyrywają się nagle wyrzucając ciężką sztangę, świdry i rury, bombardując ludzi kamieniami i zapalają się huczącym i ryczącym płomieniem, którego, zda się, piekielnej siły nic osłabić i zwalczyć nie zdoła. Ale i wtedy, kiedy świder dotarł już do podziemnego jeziora naftowego, na życie ludzkie czyhają podziemne moce i czekają chwili, by zemstę swoją wywrzeć na zuchwałym i chciwym człowieku. Cicho, prawie bezszmernie ślizgają się tłoki pomp i z pluskiem głuchym wylewa się bura ropa, gdy nagle wyrwą się z niej i pękną z bulgotem wielkie bąble gazu. Wtedy najmniejsza nieostrożność powoduje wybuch, a po nim płomień ogarnia całą wieżę, pożera ludzi i rozlewa się w wielkie morze ogniste, grożąc całemu miastu. Ze wszystkich stron z trwożnym drganiem trąbek i rykiem syren pędzą wozy i tabory straży pożarnej, a ludzie w mosiężnych hełmach na głowach ciągnąc za sobą długie węże brezentowe rozpoczynają walkę z rozszalałym, złym żywiołem. Gdzieś biją na alarm dzwony, pędzą w popłochu przerażone tłumy, rwą się krzyki obłędu i szloch rozpaczliwy, turkocą koła i dudnią wozy, spieszące z beczkami i kadziami wody; biegną ludzie z rydlami, żeby czym prędzej piaskiem i żużlami zasypać granice buchającego płomieniami basenu ropnego i umiejscowić pożar; ścielą się czarną płachtą i gęstymi kłębami czarne dymy, oślepiają i duszą walczących z ogniem ludzi. Całe miasto spowija się dymem a na czarnym niebie pełza i drga złowieszcza łuna.
Nie mija jednak niebezpieczeństwo z chwilą, gdy ropa, przepompowana do cystern kolejowych, dostała się do destylarni. Tam w żelaznych, zamkniętych kotłach, pod którymi z głośnym „parskaniem“ pali się ropa lub płoną wpuszczane do palenisk gazy ziemne, kipi i wre „czarna krew“ ziemi, oddając bardziej lotne składniki, a te przeszedłszy zawiłą sieć chłodni, deflegmatorów i suszarni gromadzą się w przeznaczonych dla nich zbiornikach przerobione na gazolinę, benzynę i naftę. W kotłach destylarni pozostaje materiał, używany do fabrykacji smarów i domieszek do asfaltu. W tych zakładach przemysłowych zdarzają się nieprzewidziane i niewytłumaczone nieraz wybuchy lotnych części ropy, pęknięcie kotłów i pożary — straszne w tym państwie lotnych i łatwo zapalnych płynów. Ogień szerzy się tu z błyskawiczną szybkością, wybuchy burzą gmachy i pożerają życia ludzkie, jak płomień lampy pożera ćmy nierozumne. Podziemne moce mszczą się okrutnie za chciwość ludzką, wytaczającą czarną krew z piersi ziemi.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu/204
Ta strona została skorygowana.