kację kolejową i autobusową, na wszystkie strony otwarta jest droga dla turysty. Niechże nie ominie on uroczej, pozostawiającej silne wrażenie pustelni w Rozhurczu. Założyli ją eremici-bazylianie. Przebywali tu w dolnych i górnych komorach, wykutych w skałach i zaopatrzonych w okna i drzwi. Wygodne schody prowadzą na wyższe piętra. W komorze, w głębokiej niszy widnieje kamienna ława i wnęki w ścianach; taka też wnęka, tylko znacznie większa, przechowała się we frontowej ścianie. Zapewne był tam umieszczony niegdyś duży krzyż, czy nawet obraz, przed którym palono lampkę, gdyż w skale wydrążono zagłębienia — „stupaje“, by bracia mogli wspiąć się na gzyms framugi. Pustelnicy odeszli stąd na zawsze. Nie budzi już w nich obaw ani wir życia, ani zgiełk miast. W ich porzuconym ustroniu osiedlili się inni samotnicy — nietoperze, co ze zgrzytliwym piskiem, bezszelestnie szybują nad drzewami szukając zdobyczy.
Takie to wytknięto granice „piekła“... Nieścisłe są jednak. Gdzieś pod powłoką ziemi, niewidzialnymi szczelinami przedarło się ono na wschód, aż popod Kołomyję i Bitków, na zachód — do Biecza, Krosna, Jasła i Gorlic, a i na całym Podkarpaciu — aż po spychy głównego grzbietu Bieszczadów i Beskidu Niskiego.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu/209
Ta strona została skorygowana.