Dniestru, Stryja i Sanu często-gęsto brali udział w zajazdach, raptach i potyczkach granicznych, które nie raz głośnym echem obijały się nawet o Warszawę. Stefan Turecki z Turki — rotmistrz straży smolackiej — czyli pogranicznej, pochwycił herszta „tołhajów“ — beskidników węgierskich — Becza, po długiej bitwie samowtór, obaliwszy go z koniem i — związanego osadziwszy w wieży samborskiej. — Beskidnicy przez zemstę napadli na dwory panów Tureckich i wyrządzili im szkód na przeszło półtorakroć sto tysięcy złotych. W rok później pan Stefan pochwycił syna Beczowego i do Przemyśla go odstawił, z jakiego powodu wynikły długo trwające narady, targi i pertraktacje. W r. 1729 Turkę nabył cześnik halicki Kalinowski i uzyskał dla niej prawo grodzkie. W Turce mieście osiedlili się Sasi Turczańscy, bo niektórzy z nich byli podupadli już ostatecznie, wyzuci z ziemi i z braku kościołów częstokroć zruszczeni, choć w owych czasach rodziny polskie z ruskimi łączyły związki małżeńskie, kumostwo i przyjaźń, a nikt wtedy nie szerzył jeszcze wrogości pomiędzy nimi, dziećmi jednej matki — Polski. Wie o tym i dziś szlachta turczańska, stara i napływowa, katolicka czy już zruszczona, bo oto Sasi z nad Stryja, Sanu i Dniestru nie tylko byli obrońcami ojczyzny na tych ciągle zagrożonych kresach, ale i po rozbiorze Polski, zdziesiątkowani i zubożali, tłumnie zaciągają się do oddziału konfederata Franciszka Pułaskiego a potem do legionów polskich, by pod wodzą Napoleona walczyć o niepodległość kraju. Iluż tej szlachty zaściankowej przyłączyło się do wszystkich naszych powstań, do wojsk generała Bema i wreszcie gdy od jałowych i nagich gór u źródeł Dniestru, Sanu i Stryju głośnym echem odbiło się wezwanie marszałka Józefa Piłsudskiego, młodzi Jaworscy, Matkowscy, Bratkowscy i Ilniccy sypnęli się bez namysłu i bez wahań do związków strzeleckich. Wszędzie można poznać tę szlachtę naszą starą, bo ani po łemkowsku, ani po bojkowsku się nie noszą, inny mają wygląd zewnętrzny, stateczny i dostojny, do obcych odnosząc się z uprzejmością, ale bez cienia uniżoności. Szlachcianki turczańskie przechowały piękne maniery, a w obcowaniu są niezmiernie ujmujące, okraszając rozmowę wyszukanymi wyrazami i komplimentami. „Miłościwy panie, jakżeż ja rada szczo was uwidała!“ — wita szlachcianka gościa bez najmniejszego zakłopotania, pamiętając dobrze, jak to swego czasu jeden z Ilnickich oświadczył hardo królowej — cudzoziemce, że sam jest „królem“ na swojej zagrodzie. Twardy to lud, uparty
Strona:F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu/247
Ta strona została skorygowana.