sobie obrały. Czy stało się to nagle i gwałtownie, gdy owe siły wpadły w szał tworzenia, czy też góry dźwigały się zwolna w ciągu milionów lat, w których niezliczonym korowodzie rzeki znalazły sobie nareszcie jakieś zagłębienie i w nowe weszły koryto? Dotychczas nie ma na to odpowiedzi. Jednak, przyglądając się obu przełomom, myśl mimowoli biegnie ku epoce, gdy oko ludzkie nie oglądało jeszcze Karpat, i pyta natarczywie:
— Pieniny i ty, Beskidzie Sandecki, powiedzcie, podszepnijcie, kiedy i co się tu działo, bo nie zabliźniły się jeszcze wasze rany, przez Dunajec i Poprad ni to cięciem miecza zadane, otwarte od wierchów aż po przyciesie skalne?
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Milczą wciąż góry i jak gdyby przerażone opadają, płaszczą się tuż za rzeczką Białą i w nowe przechodzą — łagodne, słońcem zalane, ludne i nie groźne pasma Beskidu Niskiego.