Strona:F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu/67

Ta strona została skorygowana.

prószone, jarzyły się oczy ciemne, śmiałe i płomienne, wyglądające czujnie wilka — szarego drapieżcy i straszniejszy od niego wrogów — Połowca, Madziara i Tatara. Wyczuł i pojął Atanas, że przywidziały mu się postacie starodawnych pasterzy, skotarów i „wiczarów“ — a nawet — kto wie — może wziąłby ich za „pekelników“ lub „jengluszów“ i przypominałby z wielkiego strachu od dawna zapomniane „odczyny“ na czarną moc. Jednak — nie przeraził się stary Łemko tych pasterzy, bo bystry wzrok jego dojrzał to, co było najważniejsze i najbardziej wymowne — odzież! Niczym się nie różniła ona od strojów, noszonych jeszcze przez starych gazdów łemkowskich. Wszystko na tych smagłych i rosłych pastuchach „fajne“ było i wedle obyczaju — „soroczki“-koszule, o kołnierzach, kraśnymi wstążkami związanych od tyłu, — gdzie się tworzyła pazucha; wełniane spodnie — „hołoszni“, niebieska kamizelka. tzw. „łejbyk“ aż z sześciu rzędami świecących się guzików, ciemna kurtka z rękawami — zwykły „sierak“, czy jak indziej mówią — „hunia“, a na jedno ramię narzucona ciemno-brunatna „czuchania“, z długą na plecach „galerią“ — peleryną, zakończoną białymi frędzlami, a wszystkie szwy i kanty łejbyków, sieraków i czuchań — zdobione barwnym sznurkiem czy suknem. I spodnie — „hołoszni“ z ciemnej wełny, ściągnięte szerokim pasem skórzanym z kieszeniami, jaki nosił jeszcze dziad Atanasa —