z głowy i nie zgasła świeca w ręku starosty. Po skończonym obrządku, tuż na dziedzińcu cerkiewnym mołodycia potajemnie puści sobie świeże jajko kurze za pazuchę, a gdy ono bez zatrzymania ześlizgnie się po jej ciele i spadnie na ziemię — młoda mężatka już wie, że porody będzie miała lekkie, więc uśmiecha się radośnie, kiedy ją i męża sąsiedzi obsypują ziarnem na bogate i płodne życie. Z cerkwi nowożeńcy powracają każde z osobna do rodzicielskich chat, gdzie dawniej zawsze, a teraz już w niektórych zaledwie okolicach, naprzeciwko nim wychodzą rodzice, odziani w kożuchy, wywrócone futrem do góry, niosąc na plecach chleb — znowu dobra wróżba na szczęście i dostatek.
Po obiedzie u rodziców młody z przyjaciółmi idzie do chaty żony, ale znajduje ją zamkniętą. Pukają głośno, a wtedy wywiązuje się tradycyjna rozmowa. Zapewne ustalili ten rytuał młodzi pasterze stępowi, inną niegdyś posługujący się mową, gdy to, podczas krótkich postojów po większych obozach koczowych, wypatrywali sobie dziewuchę po sercu i, wymaniwszy ją na step szeroki, jak umieli, przekonywali o swej miłości i o tym, że cała ziemia, słońce, księżyc i gwiazdy tylko dla nich dwojga zostały stworzone, aby w radości
Strona:F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu/77
Ta strona została skorygowana.