i szczęściu żyć mogli. — Chto tam je? — pytają z chaty.
— My — ludy podorożni, spokijni, choczymo u was widpoczaty! — odpowiada pan młody.
— My was ne znajemo — szczo wy za ludy, może wy jaki opryszki, bo ne majete żadnych znakiw, a czomu wy deś do inszoji chaty ny zajszły? — udanie groźnym i niby strwożonym głosem pyta dalej ojciec mołodyci.
— Nam sa tut zwizda objawyła, tu stała i dała nam znak, szczoby my tu zajszły — objaśnia pokornie jeden z drużków.
Drzwi się otwierają — goście wchodzą, piją wódkę i zasiadają do stołu, chociaż mołodyci nie widać i nie słychać. Wtedy swaszki rozpoczynają „ładkanie“ grożąc, że nie będą pić i jeść, zanim nie pokażą im mołoduchy, starosta zaś przysięga, że nie ujrzawszy jej nie opuszczą chaty.
Gospodarz się certuje, zwleka i kręci, w końcu wychodzi i powraca z parobkiem o wypchanym poduszkami brzuchu i długich wąsach. Po długiej mitrędze przyprowadzają wreszcie oblubienicę, i sadzają obok młodego męża. Stoły już nakryte, jedzenie i picie przygotowane. Zaczyna się uczta weselna, podczas której młodym podają osobne dania, najczęściej kurę.
Wreszcie „młoda“ wraz ze swoją skrzynią wyprawną przybywa wozem do domu męża. Pierwsze straszne, odpowiedzialne kroki, decydujące o całej przyszłości! O ile przed ołtarzem broni swych praw głowy domu mężczyzna, bacząc, by kobieta nie nadepnęła mu na nogę, nie przycisnęła do jakiegoś twardego przedmiotu odzieży i podczas przysięgi nie położyła na jego rękę swej dłoni, o tyle, wchodząc do nowej chaty, działa z gorączkowym pośpiechem niewiasta. Ona pierwsza zaczyna się myć, by odpędzić złe moce, ona też kropi wodą gości i wszystko wokół w całej zagrodzie. Do świtu nieraz przeciągnie się starodawny „propijnyk“ — zapijanie młodej i oczepiny, gdy to przy jej płaczu i zawodzeniu zdejmują
Strona:F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu/78
Ta strona została skorygowana.