wsze nosiły przy sobie nożyk, a nigdy nie kładły za pazuchę świeżych owoców, by za nic nie stąpały po sznurze lub łańcuchu, nie ściągały mężowi butów; one też uczyły, że nie wolno na kobietę ciężarną rzucać czymśkolwiek, choćby dla żartu, i pluć w jej stronę. Noworodkowi, jeżeli jest dziewczynką, dają do rączki igłę, chłopakowi młotek, aby był kowalem, i pieniądze — przepowiednię i talizman przyszłego bogactwa. Teraz dzieciom, oprócz pieniędzy, darowują książkę i ołówek — bo zrozumieli już Łemkowie, że sztuka czytania i pisania — lepsza to nieraz od majątku potęga i „odczyn“ na różne biedy i klęski. Tak to dogorywają przeżytki obyczajowe. Następne pokolenie kobiet nigdy już ich sobie nie przypomni, bo i teraz już młodzież nie darzy zaufaniem znachorów wiejskich, woli poradzić się lekarza w miasteczku i nie zadaje sobie trudu, by na Kupałę i w wigilię święta Matki Boskiej Zielnej szukać traw i ziół leczniczych. Zapomną też niebawem młodzi Łemkowie, co należy robić, gdy, przepowiadając czyjąś śmierć, zawyje pies, huknie sowa, skrzeknie sroka pod oknem lub kogucim głosem krzyczeć pocznie kura, z łopotem skrzydeł zlatując z drąga w stajni lub oborze? Już i w naszych czasach gdzieniegdzie tylko umierającego kładą na słomę i wciskają mu w rękę „hranycznu świczku“, by miał lekkie konanie. Zmarłego zaś ubierają w koszulę lnianą, uszytą bez węzłów, i w najlepszą odzież, zatrzymują zegar i odwracają lustro szkłem ku ścianie. Po nabożeństwie żałobnym młodzi urządzają w chacie zabawę. Taki „pochoron“ kończył się nieraz krwawymi bójkami, co uważane było za bardzo dobry znak, lepszy nawet od „jojkania“, gdy matka, żona lub córki nieboszczyka niezwykłe głośno zawodzą i szczerze płaczą. Do trumny kładą różne przedmioty, zapasy żywności i „wykupne“ pieniądze. Wynosząc ciało z izby, żegnają ją trzykrotnie, uderzając trumną o próg, a w tym samym czasie domownicy poruszają wszystko w zagrodzie — bydło, konie, psy, ziarno, siano, wozy, narzędzia rolnicze i sprzęty domowe, co ma na celu sprowadzić urodzaj i zdrowie. Smutne bywają ostatnie chwile przed oddaniem ziemi ciała nieboszczyka, jeżeli posądzą go, że stanie się upiorem lub innym „pekelnykiem“. Teraz to już odeszło w mrok przeszłości, lecz niedawno jeszcze takiemu biedakowi, leżącemu już w trumnie, wbijano w głowę ząb od brony, a przez całą drogę na cmentarz przed orszakiem pogrzebowym sypano mak, by upiór nigdy nie mógł wrócić.
Po pogrzebie rodzina i przyjaciele zmarłego spożywają „niespodziewanyj“ obiad bez mięsa i śpiewają na intencję nieboszczyka
Strona:F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu/80
Ta strona została skorygowana.