— Barłóg niedźwiedzia! — pomyślałem i — odrazu zrodziło się postanowienie.
Podszedłszy do barłogu, zacząłem krzyczeć, gwizdać, rzucać kawałkami drzewa na zwalone pnie, szczekać niby pies, trzymając w ręku gotowy do strzału karabin.
Coś ryknęło pod śniegiem i po chwili, rozrzucając potężnemi łapami gałęzie i śnieg, z barłogu zaczął się gramolić niedźwiedź. Gdy wysunął łeb, obejrzał się i spostrzegłszy samotnego człowieka, z rykiem skoczył ku mnie. Ale tu właśnie wdał się w sprawę dobry karabin! Jedna kula i — niedźwiedź potoczył się, jak duży, czarny głaz. Czy jegomość domyśla się, co zrobiłem? Odciąłem szynkę niedźwiedziowi i wlazłem do jego barłogu. Ciepło tam było i sytno, bo, chociaż jadłem surowe mięso, lecz „lepszy rydz, niż nic”... Aha!
Weszła Melanja i coś szepnęła do ucha staruszkowi.
— No, chodźmy na „pelmenie”, jegomościu! — zawołał.
W jadalnym pokoju stół był już nakryty. Dymiła się misa, a przy niej stała tacka z paczką opłatków i kilka bardzo apetycznych butelek.
— Przełamiemy się opłatkiem! — rzekł p. Bolesław uroczystym głosem. — Oby nam Polska nie zmarniała i odrodziła się nieśmiertelna, jak nasze obyczaje i tradycje, jegomościu!
Zjedliśmy wspaniałą wieczerzę wigilijną. Była zupa ze sterletów, gotowana „nelma” — najlepsza z syberyjskich ryb, smażone w śmietanie karasie, mak z miodem, no i kilka kieliszków bardzo dobrego krupniku, a nawet madery.
— Chciałem przekonać się, czy młoda Polska przechowuje tradycje, dające narodowi oblicze i siłę! — wołał, uśmiechając się, staruszek i rubasznie klepnął mnie po ramieniu.
— Nie opowiedzieliście, ojcze, o trzeciej najlepszej rzeczy! — przypomniałem staruszkowi.
— Jest nią dobra książka — Historja Polski! — zawołał w uniesieniu. — Ileż to razy, zrozpaczony i tracący siły, chciałem puścić sobie kulę w łeb i oto ta książka ratowała mnie. Mówi ona o wzlotach i upadkach naszego narodu, o niebywałej świetności Polski, o ludziach wielkiego serca, gorącej wiary, potężnego rozumu, uczy, że nasz kraj zmartwychwstanie i zabłyśnie wśród innych!
Strona:F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu/110
Ta strona została przepisana.