Strona:F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu/118

Ta strona została przepisana.

Może być, bała się zdrady, a może była „nowa”, nie znająca jeszcze więziennych sposobów porozumiewania się z towarzyszami niedoli.
Siedzący obok niej w celi Kazik Srokowski usiłował nawiązać z nią rozmowę przez okienko, lecz nie odpowiadała i nawet się nie odezwała.
— Źle! — pomyśleliśmy. — Skoro jest taka ostrożna i skryta, znaczy to, że sprawa poważna, a ona w niej mocno zamieszana.
W dzień imienin Cara niespodziewanie zgrzytnął klucz w naszej celi i wszedł Budrys. Był zły i miał groźną minę.
— Musicie poświadczyć mi, że aresztantka Stabrowska nie kłamie, bo inaczej wsadzę ją do ciemnicy. Przyniesiono jej z domu chleb, rybę i owoce, a przeglądając posyłkę, znalazłem tę rzecz. Twierdzi, że jest to jakiś „opłatek” polski.... Czy to prawda, że taki u was istnieje obyczaj?
Potwierdziliśmy to bardzo gorąco i przekonywająco, a dr. Granowski ze spokojem szepnął po polsku:
— Sam pan najlepiej to wie, panie Budrewicz!
— Proszę nie mówić do mnie w niezrozumiałym języku! — wrzasnął Budrys, wychodząc i pozostawiając na stole opłatek. Obejrzeliśmy go i spostrzegliśmy napis.
— Przyślijcie pieniędzy na wypadek ucieczki!
Osłupieliśmy i długo nie mogliśmy przyjść do słowa.
Na spacerze, spotkawszy się z towarzyszami, zebraliśmy dość sporą sumę i naradzaliśmy się nad sposobem doręczenia Stabrowskiej pieniędzy. W tej chwili do znajdującej się obok odgrodzonej kolczastym drutem części więziennego podwórza wprowadzono młodą, o delikatnej, lecz śmiałej twarzy dziewczynę.
— Panna Helena Stabrowska? — spytał szeptem Rembiński.
— Dawajcie pieniądze! — odparła, nie zatrzymując się.
Długo badaliśmy sytuację, gdyż dozorcy nie spuszczali nas z oka. W tej chwili rozległ się ogłuszający ryk Budrysa. Biegł od strony kancelarji i wymachując pięściami, miotał na dozorców przekleństwa. Ci ze strachem zaczęli patrzeć na groźnego szefa, a tym-