czasem Granowski podbiegł do oddzielających nas od Stabrowskiej drutów i wcisnął jej do ręki paczkę banknotów.
Łamaliśmy sobie głowę nad tem, co będzie dalej.
Zaszły zaś wypadki zupełnie niespodziewane.
Zaczęło się od tego, że gdy wieczór zapadł, nasz Budrys upił się straszliwie, nie wychodząc jednak ze swego mieszkania. Słyszeliśmy, jak krzyczał co chwila:
— Nalewaj wódki! Więcej! Pełniej!
Budrys śpiewał, próbował nawet tańczyć, tłukł szklanki, a po chwili na cały głos zwoływał swoich dozorców.
— Pijcie i krzyczcie na cześć Najjaśniejszego Pana: hurra!
Krzyczeli, pili i śpiewali hymn narodowy. Pijaństwo rozszalało w lokalu, zajmowanym przez Budrysa.
Nareszcie dozorcy powrócili na swoje posterunki, ledwie się trzymając na nogach. Wtedy korytarzem przeszedł Budrys, zwymyślał kilku więźniów, a stanąwszy przed celą Stabrowskiej, długo się śmiał pijanym, nieprzytomnym śmiechem i groził szubienicą za to, że jest wrogiem cara i Rosji.
— Kat! — zawołał, zaciskając pięści Rembiński.
— Coraz więcej podoba mi się ten Budrys! — odpowiedział, jak echo, Granowski.
Wpadliśmy na towarzysza i pokłóciliśmy się z nim na dobre.
Budrys tymczasem powrócił do siebie i pił dalej, posyłając po każdego z dozorców kolejno. Nareszcie jeszcze raz obiegł więzienie, krzycząc na cały głos.
— Co to — rewolucja?! Żeby przez cały dzień nikt w więzieniu nie zaśpiewał hymnu i nie krzyknął hurra, na cześć naszego ubóstwianego Monarchy; tymczasem dziś dzień galowy! Idę zaraz do pułkownika z doniesieniem. Nikogo jutro nie wypuszczę na przechadzkę! Popamiętacie wy mnie, buntowniki!
Istotnie ubrał się w paradny mundur i pojechał. Śmialiśmy się z Budrysa, bo zakrawało to na złośliwą farsę. Przecież nigdy nie śpiewaliśmy na cześć Mikołaja II, będąc z nim „w jak najgorszych stosunkach urzędowych i prywatnych”, jak się wyrażał Granowski.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu/119
Ta strona została przepisana.