Pierwsze spotkanie móje z buddyzmem lamaickim, z przeistoczonymi, żywymi Buddami, „ze złemi i dobremi duchami” nastąpiło w pięknym, lecz prawie nieznanym kraju, skrytym za wzniesionemi przez wybujałą naturę Azji murami niebotycznych grzbietów górskich Sajanów, Wielkiego Ałtaju, Ardaganu, Darchat-Uła i Tannu-Ołu.
Tu, w tym kraju dziewiczych lasów, rzek złotonośnych, jezior, obfitujących w bajeczną ilość ryb, krzyżujących się grzbietów górskich i przepięknych źródeł jednej z najwspanialszych azjatyckich rzek — Jeniseju, — od wieków pędzi żywot pierwotnych, prawie przedhistorycznych nomadów, wymierający, liczący tylko 60000 ludzi szczep Tubów.
Pochodzenie plemienia Tuba jest zupełnie tajemnicze. Nie jest to czysty szczep mongolski. Ustrój czaszek, ogólna osteologiczna analiza, psychika, mowa, mitologja — wszystko się składa na to, że Tubowie mają dużą domieszkę krwi mongolskiej, lecz są jednak innego pochodzenia.
W historji Azji spotykamy dwa momenty, kiedy na horyzoncie dziejowym wypływa prastare imię Tubów, którzy obecnie nazywają siebie Sojotami.
Gdy w XIII stuleciu Wielki Mongoł-Dżengiz Chan — rzucił fale koczowników na Zachód, gdy ogniem i krwią zalał Europę aż po Węgierską równinę, jego wodzowie przechodzili przez obecny kraj Urianchajski, a zwabieni celnością łuczników — Tubów i zdolnościami niezrównanych jeźdźców, — zamierzali zwerbować ich do awangardy konnej armji Wielkiego Mongoła. Tubowie jednak stanowczo odmówili swego udziału w wojennem przedsiębiorstwie potężnego władcy, opierając się na przepisach swojej religji, „zabraniającej przelewu krwi ptasiej, rybiej i ludzkiej.”
Gdy wodzowie Dżengiza, rozgniewani takim uporem Tubów, poddali torturom i uśmierceniu na rzece Dżabasz 300 książąt i starszyzny tubylczej, pokojowi Tubowie rozesłali trwożne wici po kraju i rozpoczęli najbardziej tragiczną w dziejach narodów tułaczkę.