— Ta-a-k! — przeciągnął, śmiejąc się, książę i odwrócił się.
Dama pogardliwie syknęła.
W tej chwili zagrała orkiestra, co zmusiło znajdujące się na sali amerykańskie „girlsy” i inne młode kobiety do poruszania ramionami i biodrami i robienia roznamiętnionych min. Grano bowiem nowe, bardzo modne „tango” i do tego prawdziwe argentyńskie, jakie tańczą półdzicy „ganezosy”.
Kurtyna się podniosła. Na scenie migały różne postacie, nikogo niebawiące i nikomu niepotrzebne. Jacyś śpiewacy we frakach, z dużym tupetem i z małym głosikiem, ubrani, jak manekeny z wystaw magazynów „Galleries Lafayette”; połyskujące paljetami i fałszywemi brylantami „diseuses”, opowiadające „petites cochonneries”, będące potwornem świństwem; akrobaci; jakiś biedak, wymalowany na murzyna i z wybielonemi wargami, co nadawało mu wygląd szympansa; tresowane, oszczypane z piór papugi i orkiestra hawajczyków, grających na dziwacznych, wrzaskliwych instrumentach, na których znali się tylko Amerykanie, ciągle tupiący nogami i akompanjujący przeraźliwemi gwizdkami.
Książe Alfred westchnął z ulgą, gdy kurtyna spadła i oznajmiono antrakt. Wyszedł do kuluarów i chciał wrócić do hotelu, lecz wstrzymały go od tego rozlegające się zewsząd zachwyty nad hiszpańską tancerką Gwandoliną, której występu oczekiwano w następnej części widowiska.
Wielu młodych ludzi z hałasem przeciskało się przez tłum, krzycząc:
— Idziemy spotykać Gwandolinę! Zaraz przyjedzie. Już telefonowano, że wyjechała!
Porwany prądem ludzkim książę Alfred wkrótce znalazł się na chodniku przed bocznem wejściem dla artystów. Po chwili zajechała taksówka, z której wyfrunęła drobna, wiotka postać młodej dziewczyny. Otoczył ją i połknął bez śladu rozbawiony, bezmyślny i dziki w przejawach radości lub gniewu tłum. Książę nie zdążył nawet przyjrzeć się tancerce.
Szofer tymczasem zatrzasnął drzwiczki taksówki i jednocześnie ze stopni wozu upadła na asfalt jezdni zwykła, szara koperta. Nie
Strona:F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu/136
Ta strona została przepisana.