materjał na bieliznę. Kazałem chłopakowi zanieść mu do pokazania sztukę dobrej bawełnianej tkaniny, lecz Kasigane nie pozwoliła. „Co robisz?! — zawołała. On ma całą bieliznę z jedwabiu!” Pytam, skąd ona może o tem wiedzieć? A wczoraj znowu... Przyłapałem ją na werendzie, gdy siedziała na kolanach Nuneza, a on ją obejmował i ściskał. Krzyknąłem i chciałem ją zbić. A wie pan co ona zrobiła? Najspokojniej w świecie zaczęła opowiadać, że jadowita jaszczurka wpełzła jej do szerokiego rękawa burmisu, a dobry „biały” szukał jej tam, aż znalazł i zdusił ramionami.
— Pokazała panu Kasigane zduszoną jaszczurkę? — mimowoli zapytałem, jakgdybym był sędzią śledczym.
— Nie!... zapomniałem zażądać okazania jaszczurki...
— Idjota! — wyrwał mi się okrzyk z głębi duszy.
— Kto — idjota? — zapytał Milamedi strapionym głosem.
— Nunez! — odparłem ze śmiechem. — Dusząc w ten sposób jaszczurkę, mógł przecież poplamić i zniszczyć burnus.
— Naturalnie! — mruknął mój przyjaciel. — Wogóle co mu do tego, co włazi pod burnus Kasigane?
— Może on robi zbiory zoologiczne i kolekcjonuje jaszczurki? — rzuciłem myśl.
— Nie wiem, — odparł Milamedi — lecz nie podobała mi się ta scena i wzbudziła podejrzenie...
— No... no... — wyrzekłem kojącym głosem.
— Mam ja inne też podejrzenia, inne dowody niewierności, lecz wszystko to musi się raz skończyć!
W głosie bladego Syryjczyka brzmiała pogróżka.
— Wyprawi pan swoją Kasigane do jej rodziców?
— Po to, aby ją zabrał tegoż dnia Nunez, lub sierżant-Kuloro, lub wójt Sikonme, albo ten bezczelny nicpoń Houngibo? — wykrzyknął Milamedi. — O nie! Uczynię próbę trującą, podług zwyczaju tubylców. I to zaraz! Nie! — jutro, bo jutro dopiero przyjdzie do mnie czarownik z Pity.
Zanosiło się na kryminał. Pożegnałem więc Milamediego, tem bardziej, że skończyliśmy obiad i kleiły mi się oczy. W domu położyłem się odrazu do łóżka i usnąłem. Wkrótce jednak obudziłem
Strona:F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu/147
Ta strona została przepisana.