Pablo Bienwenida tak przywykł do tych odwiedzin Karnako, że gdy dziś po raz pierwszy stary nie zjawił się, czuł, że braknie mu czegoś, co stało się jakąś dziwną potrzebą, budzącą w nim niejasne myśli i dążenia.
Wkrótce jednak Pablo zapomniał o cyganie, gdyż musiał wyładowywać pomidory i kalafiory i wściekle targować się z kucharzem niemal o każdą sztukę. Gdy zakończył swoje interesy w „Alhambrze”, wypił szklankę dość marnej „Manzanilli”, gdyż zdarzało mu się nieraz pić lepsze nawet w szynkach wiejskich, podczas procesyj kościelnych lub podczas swoich wypraw miłosnych z gitarą, serenadami i bójkami. Pablo powracał do domu, skracając sobie drogę. Jechał więc przez Agueducto y torre del Agua, wzdłuż starych rzymskich zwalisk, zarosłych winem, pnącemi się różami i kwitnącemi przez całe życie „gualilos”, przebrnął przez wysychające łożysko Darro, przeciął parę dużych ulic i gdy muł zaczął wspinać się stromym zaułkiem, ciągle załamującym się wśród murów, ze zwisającemi z nich mięsistemi łodygami „higa chumbos”, zeskoczył z siodła i szedł obok, obojętnem okiem przyglądając się niskim, ubogim domkom przedmieścia Albasin.
Muł szedł wolno i także wolno wlókł się za nim Pablo, o niczem nie myśląc i pykając dymem niedopałka grubego cygara, podarowanego mu przez kucharza hotelowego.
— Stój, Pablo, stój! — usłyszał Bienwenida dźwięczny głos kobiecy.
Obejrzał się i ujrzał młodą, śniadą dziewczynę, stojącą przy wejściu do jaskini, których tak dużo na skraju Albasinu, a gdzie mieszkają albo biedacy, albo też cyganie. Przyjrzawszy się dziewczynie uważnie, zrozumiał, że była to cyganka, a że miała wetkniętą w włosy gałązkę oliwną, na ramionach zaś haftowaną chustkę z długą frendzlą i jedwabne zupełnie całe pończochy, — wiedział już, kogo ma przed sobą.
— Co sobie życzy piękna hitana? — zapytał, uchylając kapelusza. — A od kiedy to dumne hitany zaczepiają na ulicy przechodzących senorów?
Hitana parsknęła śmiechem i odparła:
— Senor, za przeproszeniem, jest podobny raczej do poganiacza mułów, ale nie zaczepiłabym go nawet wtedy, gdyby był podobny
Strona:F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu/153
Ta strona została przepisana.