zwierzę. Byk zatrzymał się i, groźnie opuściwszy rogatą głowę, rył przedniemi racicami ziemię i ryczał.
Jeszcze chwila i rzuciłby się na bezbronną i przerażoną dziatwę. Zrozumiała to staruszka-nauczycielka i, pełna poświęcenia, stanęła przed miotającą się gromadką, gotowa przyjąć na siebie pierwszy impet byka.
W tej chwili jednak dopadł go Pablo. Już biegnąc, zerwał sobie z szyi czerwoną chustkę i teraz, uzbrojony w improwizowaną „kapę” i nawachę, stanął przed bykiem, wymachując chustką i krzycząc: „ole... ole! Toro! ole!...”
Byk rzucił się na zuchwalca, lecz ten uskoczył na bok i zmusił zwierzę do obrotu w prawo, odwracając w ten sposób jego uwagę od tłumu dzieci. Po kilku zwrotach byk już uganiał się za Bienwenidą, coraz bardziej zbliżając się z powrotem do rzeki. Krzyki, nawoływania, gwizdki policjanta, płacz kobiet, ujadanie psów ściągnęły tłumy ciekawych, którzy, cisnąc się do murów i płotów, krok za krokiem posuwali się za tą dziwną, nigdy nie widzianą „corridas”, — walką wściekłego byka z człowiekiem, który zamiast „kapy” miał chustkę, a zamiast szpady „torera” — chłopską nawachę...
— To słynny „Maur”, byk ze stadniny dona Miura! — krzyczano w tłumie.
— Groźny byk! — wołano z innej strony. — Pastuchy Miury trzymają go już trzy tygodnie w ciemnej jaskini, aby pokazać tym madryckim paniczom-espadom, co to znaczy prawdziwy byk z Sierra Newady.
— Szkoda chłopaka — dostanie się na rogi „Maura”! — krzyknęła jakaś kobieta.
— Uratował dzieci nasze od śmierci! — wykrzykiwano z różnych stron...
— Bohater, dobroczyńca!
— Kto wypuścił „Maura”?
— Panie policjancie, strzelaj pan do byka! Tu przecież o życie ludzkie idzie, — doradzano konsteblowi...
Pablo Bienwenida tymczasem, uwijając się przed rogami, prowadził byka na brzeg rzeki, gdzie postanowił zabawić się. Pierwsze wzruszenie i poryw już minęły. Znacznie się uspokoił, przekonał się,
Strona:F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu/165
Ta strona została przepisana.