Strona:F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu/169

Ta strona została przepisana.

— Tak! — zawołał don Miura. — Obiecuję ci za to 5000 duros i połowę zakładu mego z amerykańskim bankierem, jeżeli zabijesz jednym zamachem byka „Valido” z mojej stadniny — zgoda?
— A jak wysoki zakład? — spytał ostrożny Pablo.
— 15000 peset — odparł Miura.
— To znaczy, — obliczał Bienwenida, — że kapnie mi jeszcze 1500 duros?... 5000 i 1500 to stanowi 6500 duros? — Ładny grosz! Proszę szanownego senora pisać umowę!
W pół godziny później Pablo wychodził z gabinetu dona Miury, lecz na progu ten jeszcze go zatrzymał i spytał:
— Czy nie wie Bienwenida, co za drań mógł wypuścić dziś „Maura?”
— Wiem! — odparł bez namysłu młodzieniec — to — ja...
Miura zmieszał się.
— Przepraszam senora za nierozważne słowo, które mi się wymknęło! Chciałem wyrazić się inaczej...
— Nic nie szkodzi, don Miura, jesteśmy w porządku! — zaśmiał się Pablo. — Bo widzi senor, gdy mnie w podziemiu obalił byk pański, pomyślałem sobie: „Co to za drań napycha bykami wnętrza jaskiń?”
Don Miura zamyślił się głęboko, a po chwili zapytał:
— Czy nie będzie niedyskrecją z mojej strony, jeżeli zapytam senora, co go skłoniło do wypuszczenia byka?
— Na to odpowiem panu, Don Miura, po dzisiejszej corridas i po spłaceniu mi przez pana 6500 duros... Zgoda?
— Zgoda! — odparł stary.
— Do wieczora!
— Pomyślności!
Pablo Pienwenida, pykając dobrem cygarem, wyszedł na ulicę.

IV.

W cyrku huczało jak w ulu. Ramię przy ramieniu, głowa przy głowie. Podniecenie, zaciekawienie, wesołość panowały wśród piętnastu tysięcy widzów.