Strona:F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu/170

Ta strona została przepisana.

— Niesłychana rzecz! — dziwiono się w tłumie. — Siedm byków... espada w masce... napad z nawachą! Jak Granada Granadą — nie widziano nic podobnego!
— To chytry lis ten stary Miura!
— A widzieliście tego zamaskowanego espadę? — pytano.
— A jakże, przyjechał samochodem razem z Miurą i tym bogaczem amerykańskim.
— Jak wygląda? zauważyliście?
— Nie bardzo wysoki, cienki, silny i szybki w ruchach...
— Może to któryś z madryckich espadów?
— Tamtych znam doskonale i sewilskich też! Do żadnego z nich niepodobny. Nie posiada teatralnych ruchów i fachowej postawy. Wprost — młody, silny i śmiały człowiek.
— Może jakiś arystokracik? — domyślano się na „cota del sol“.
— To możliwe, bo bardzo dystyngowanie wygląda. Rąk z kieszeni nie wypuszcza i milczy.
Rozległ się sygnał z loży sędziów i wszystko dokoła się uciszyło. Walki byków przechodziły bez podniecenia tłumu, chociaż występowali najbardziej sławni „espados”, sprowadzeni przez Miurę. Czekano na siódmego byka i na tajemniczą maskę.
Wreszcie nastąpił dawno upragniony moment.
Na arenie najpierw zjawiło się dwóch kapadorów, a za nimi wkroczył pewnym, lekkim krokiem nieznany zapaśnik w czarnej masce. Po zwykłych ceremonjalnych ukłonach, zamaskowany espada, lśniący bogatym, haftowanym złotem strojem, stanął niedbale przy barjerze, śledząc za tem, co się miało dziać na arenie.
Wypuszczono byka.
Czarny, nerwowy „Valido”, nie namyślając się długo, rzucił się na kapadorów, chociaż ci nie zaczynali jeszcze drażnić go. Rozpoczęła się robota wprawnych kapadorów, gonitwa za nimi byka, przesadzanie barjery przed furją rozjuszonego zwierza, nowe atakowanie go, nowe okrzyki i brawa tłumu raz na cześć byka, raz dla ludzi, ryzykujących życiem.
Gdy zagrała trąbka w loży sędziów, obok których usiedli wszyscy obecni w cyrku „toreros”, na spotkanie byka wyszedł za-