Instruktorzy na początku nauki pomagają nowicjuszom: podpierając deseczkami nogi lub zawieszając ręce na rzemieniach, unoszą zlekka klęczących na ostrych przedmiotach z pomocą sznurów, naznaczają czarne i czerwone punkty na nosie dla ułatwienia koszenia oczu i t d.
Jednocześnie odbywa się nauka gimnastyki, która polega na mocowaniu się różnemi częściami ciała, co doprowadza uczniów do niezwykłego rozwinięcia wszystkich mięśni, które u zwykłego człowieka są prawie nieczynne. Widziałem młodego mnicha w klasztorze Dżałchancy, który był tak wyćwiczony, że mógł naprężyć, stojąc nieruchomo, każdy z mięśni nóg, rąk, szyi, twarzy, brzucha i grzbietu. Żaden ze światowych champion’ów walki francuskiej czy szwajcarskiej nie mógłby przeciwstawić się pod względem rozwiniętej muskulatury temu bandiemu z klasztornej szkoły jogów.
Najstraszniejszą częścią trenowania jogów są ćwiczenia nocne. Uczniów trzyma wychowawca w stałem przerażeniu, nerwowem podnieceniu i trwodze. Przyszli jogowie mieszkają samotnie, mówią podług przepisów mało i bardzo krótkiemi zdaniami, sypiają w oddzielnych pokojach, bardzo podobnych do cel więziennych. Wizerunki najpotworniejszych demonów o dziesiątkach rąk i oczu, o straszliwie wykrzywionych twarzach i groźnie wystających kłach zdobią ściany celi, korytarzy i sali dla nauki. Do czytania są dawane wyłącznie legendy o sprawach złych, krwiożerczych dewów, szatanów i duchów chorób i nieszczęść. Nastaje noc... Wymęczony przez dzień bandi zasypia. Naraz budzi się wskutek silnego uderzenia z dołu w jego posłanie na drewnianej pryczy. Wystraszony, siada na łożu i wpatruje się w ciemność nocy, naraz krzyczy z przerażenia, bo coś dmucha na niego zimnem powietrzem, a na ścianie zapalają się ogniki, błędne, znikome.
Innemu zjawiają się białe widma o straszliwych twarzach z pałającemi oczami, potworne węże i smoki; rozlegają się wystrzały ogłuszające, łoskot straszliwy, ponure, nieznane głosy i wycia upiorów... i tak płynie ta męczeńska noc tortur moralnych śród tajemniczych gór, ciemnych wąwozów, głębokich a pełnych czarów jezior i rzek, gdzie siedzibę swoją obrały przeważnie złe duchy, czyhające na życie ludzkie...
Strona:F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu/23
Ta strona została skorygowana.