gracji Tubów przed najściem Dżengiza-Chana, spuścili się z gór w doliny i zaczęli tu koczować. Znaleźli na rzece Karachemie jakiegoś starca, Tubę, który nie poszedł z innymi na tułaczkę. Ciężkie wyrzuty jął czynić starzec pastuchom, iż nie zechcieli dzielić losu swych braci i w uniesieniu cisnął o kamień mały posążek jakiegoś boga. Z niego wypadł mały czarny kamień, który się potoczył z góry i wpadł do rzeki. Z niej natychmiast podniosły się gęste białe opary i wzbiwszy się do góry osiadły na szczytach gór na wschodzie, a z tych oparów wyłoniła się potworna twarz zielonego boga Ogarkha o kwawych kłach i rzuciła głosem do grzmotu podobnym ciężkie przekleństwo. Natychmiast z ziemi zaczęły się podnosić drzewa Ecege-ałaksan, zakwitły, a gdy owoc dojrzał, rzuciły drobne czarne ziarnka, które padły na bydło, konie i ludzi i wżarły się w ich ciała. Od każdego ziarnka powstał wrzód czarnej ospy i śmierć zaczęła kosić Tubów. Później, na skutek modłów ludności, drzewa te wyginęły, a zostało tylko jedno na szczycie Ogarkha-Ołu. Zły bóg od czasu do czasu bierze bicz, umacza go w smole modrzewia i obsypuje ziarnkami jadowitego drzewa, poczem nocami pędzi po kraju i smaga ludzi, zarażając ich straszną chorobą.
Z tą epidemją oprócz Żywego Buddy walczą też szamani-czarownicy.
Szamani są nieoficjalną kastą kapłanów. Są to ci, którzy przechowują najwierniej resztki starych demonicznych kultów indyjskich, a może jeszcze dawniejszych. Są to ci, z którymi nie mógł walczyć buddyzm w Nepalu, Burmie i Tybecie i do których tak dyplomatycznie zastosował się Asanga w Nepalu i Padma-Paspa w Tybecie. Szamani mają kastowe tradycje swej wiedzy. Oni, jak twierdzą Tubowie, najwięcej przechowali z nauk, uprawianych w podziemiach tajemniczego państwa Aharti. Te kastowe tradycje są przekazywane przez szamanów uczniom, których każdy szaman posiada kilku.
Szamani są lekarzami i czarownikami.