Ta praktyka polega na wprowadzaniu złego ducha do namiotu chorych. Szaman zaczyna od modłów, nalegań i wykrzykiwania imienia ducha. Potem nadsłuchuje i wychodzi z namiotu. Powróciwszy, strwożonym głosem oznajmia, te duch przybywa, przyczem oczy mu się świecą, a sam drży na całem ciele.
Nareszcie wybiega znowu i powraca, cofając się plecami wgłąb namiotu, z wyciągniętemi rękami, jak gdyby prowadził kogoś ze sobą Szaman zaczyna szeptać do ducha, że płaszcz jego jest w kurzu i błocie i że on oczyści go, aby tylko chorzy powrócili do zdrowia i zaczyna otrzepywać wyobrażony płaszcz ducha, starannie i bardzo obrazowo. Dalej szepce, że w długich włosach ducha widzi trawę i igły modrzewia, a na twarzy smołę i ślady dymu ogniska, a więc dopomoże duchowi, który za to powinien uzdrowić chorych. Tu zaczyna się scena wyjmowania trawy z włosów ducha, przebierania palcami w czuprynie potwora i staranne zmywanie mlekiem brudu ze straszliwego oblicza złego, krwiożerczego demona. Wszystko to odbywa się tak obrazowo, tak realnie, że zebrani Tubowie zaczynają rozróżniać niejasne kształty jakiejś postaci śród panującego w jurcie zmroku, a potem zupełnie wyraźnie potwornie wykrzywioną twarz o kilku oczach, paszczę o wyszczerzonych groźnie kłach i istotę w ciemnym płaszu.
Gdy szaman gwizdnie w piszczałkę i ludzie oprzytomnieją, nikogo w jurcie obcego nie zobaczą, a czarownik zaczyna się wić, skakać i skowyczeć, triumfując z powodu zwycięstwa nad demonem.
Jednakże najbardziej pospolite są doświadczenia szamanów z ich bezpośredniej praktyki — przechowywania łączności z duszami zmarłych. Kilkakrotnie widziałem tu praktyki i w Urianchaju i później w Chułumbuirze śród lasów Wielkiego Chinganu.
W półciemnej jurcie lub w gęstym gaiku modrzewiowym po zachodzie słońca, które rzuca już swe ostatnie szkarłatne, omamiające promienie na szczyty gór, pozostawiając po sobie dziwny zmrok, zmieniający kształty przedmiotów i ludzi, nadając im jakieś kłębiące się, rozpływające i drgające formy — zbiera się rodzina zmarłego... Wszędzie stawiają miseczki ofiarne z mlekiem, prosem, solą i mięsem, figurę Buddy zasłaniają kilku chatykami, gaszą świeczki i lampki rytualne.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu/35
Ta strona została skorygowana.