Strona:F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu/83

Ta strona została przepisana.





Jestem bardzo, bardzo stary... Doprawdy! Nikt tego nie zauważy odrazu, bo czuprynę mam jeszcze taką, że może wzbudzić zazdrość (nie robię tu nikomu przytyku!); mogę dużo chodzić, jeździć konno, polować i pływać, nie obawiam się protestu wątroby i serca przeciwko czwartej lampce wina (chociażby — najmocniejszego), umiem się śmiać wesoło i wcale nie mam zawiści, co znaczy, iż woreczek żółciowy jeszcze pozostaje na swojem miejscu.
A jednak jestem bardzo stary... Czuję wyraźnie brzemię minionych przeistoczeń i dalekich wędrówek, odbywanych przez moją niespokojną duszę. Jednego tylko nie jestem w stanie dotąd określić, w jakim punkcie kuli ziemskiej moja nieśmiertelna dusza po raz pierwszy osiągnęła dar świadomości. Czy było to w okolicach tajemniczej Arzawy, stolicy Chetytów, czy w małej warownej osadzie na południu Flandrji za czasów druidów.
Długo musiałbym pisać, dlaczego tak myślę, lecz byłaby to nudna heca, obchodząca zresztą wyłącznie mnie; jednak czuję się wprost w obowiązku (o, znowu nawyknienie starca!) zaznaczyć, że 24-go grudnia, rok-rocznie, wyraźnie przypominam sobie moich przodków — czyto aryjskich Chetytów, czy owiniętych w niedźwiedzie skóry druidów — kapłanów, żeglarzy i wojowników. Widzę, jak wlepiają oczy w firmament niebieski, wyglądając im tylko znanej gwiazdy — jasnej, kojącej i przejmującej wzruszeniem niepojętem. W Arzawie mój dziadek nazywał ją — „Ghazel biraket”, w lasach, gdzie oczekiwali jej przyjścia surowi druidowie (cioteczni bracia mojej matki) — „gwiazdą nowego boga”.
Jednak, gdy się zjawiała owa gwiazda, i ci i tamci szeptali:
— Przyjdzie Bóg nowy i nieznane drogi ludom czterech stron świata wskaże!