Przed laty (dawno to już było!) zwierzyłem się z tych zagadkowych a wyraźnych wspomnień wielkiemu pisarzowi, wizjonerowi i fantaście — Juljuszowi Verne.
Odwiedziłem sędziwego i wspaniałego staruszka w jego skromnej siedzibie w Amiens.
Uczyniłem to dlatego, że moi przyjaciele — krytycy gryźli go, jak moskity afrykańskie, jak syberyjski gnus, jak małe, czerwone pchły z Gobi, za jego niezdrowe fantazje, sprowadzające logiczną myśl na manowce nieuzasadnionego marzycielstwa. Bronili zaś logiki dlatego, że podobno stary pisarz miał otrzymać jakąś nagrodę literacką.
Przyjechałem do wielkiego fantasty po mocnem pijaństwie, więc przyniosłem w sercu, oprócz alkoholu, szczerość bezmierną i przebaczenie „urbi et orbi”. Powiedziałem staruszkowi, że dziękuję mu za manowce „niedorzecznych” myśli, po których błąkam się z lubością, bo...
I właśnie w tem miejscu opowiedziałem mu o „gwieździe nowego boga”, druidach i innych dziwacznych rzeczach.
Umilkliśmy i zachowywaliśmy ciszę i skupienie przez długą chwilę.
— Widzenia pana, mój młody przyjacielu, idą wstecz wieków, moje — naprzód, lecz, niestety, nie ogarniają dalekiej przyszłości, muskając tylko jutrzejszy dzień społeczeństwa. To, o czem tak nielogicznie piszę, już stoi na progu naszego życia, a ludzie tego nie wyczuwają i nie widzą, że nadchodzą nowe czasy, a z niemi razem przyjdą nowi ludzie, nowy byt, nowe, trudne do przewidzenia wypadki. Ja już nie dożyję, lecz pan jest młody i pan się doczeka niezwykłych, jak na chwilę obecną, a zadziwiająco prostych wynalazków, gdy, siedząc w Paryżu, będzie pan rozmawiał z San-Francisko, słuchał opery Nowo-Jorskiej i widział, co się dzieje w Kalkucie...
I oto minęło 30 lat, a ja siedzę przed małem pudełkiem „telewizyjnego aparatu”, kręcę błyszczącą korbką, nastawiam wskazówkę na dowolny punkt ziemi i spoglądam na cały świat; jednocześnie marzę jednak o aparacie „retrowizyjnym”, który dałby mi możność ujrzeć ludzi i dzieje zamierzchłych wieków, gdzie też się odbywały rzeczy nie mniej wybitne, jak afera Waldemarasa, zbrodnia 76-letniego starca, wojna w Meksyku, kasa chorych lub marsz wojsk przebiegłego Dżan-Tso-Lina na rewolucyjny Kanton.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu/84
Ta strona została przepisana.