Strona:F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu/86

Ta strona została przepisana.

wiej krążyć krew. Przez tłum przeciska się matador don Jullito Hernandez, bożyszcze Hiszpanji, pastuch świń z Andaluzji.
Najdumniejsza z dam porozumiewawczo patrząc na wiotkiego, muskularnego Jullito, nieznacznie rzuca mu pod nogi różę i w jej pałających oczach czytam myśl:
— Nic to! Po nabożeństwie pójdę do wróżki Sybilli, aby mi dała talizman arabski na obronę cnoty!...
Cyganka-gitana leży krzyżem w bocznej kaplicy i modli się namiętnie, aby Bóg dał jej dużo, dużo ciężkich pezetas i bogatego kochanka — tego Anglika, co wczoraj przyglądał się jej tańcom. W pobliżu gruby, czerwony hodowca bydła wzdycha do Boga, prosząc o najwścieklejsze byki dla areny cyrkowej...
Mglisty plac wspaniałej europejskiej stolicy, stary kościół, organy, śpiewy i spokojny dobrze wyreżyserowany tłum. Kaplica dla bogaczy.
Pobożni stoją i patrzą przed siebie, gdzie połyskuje złoty krzyż, lecz myśl, nawykła do czynu, pracuje szybko w ciszy i chwilowem odosobieniu.
Bankier rozmyśla o nowej aferze, która rzuci tysiące bezrobotnych do zarażonych żółtą febrą błot brazylijskich; siwy generał cieszy się z odznaczenia synów, strzelających z kulomiotów do jakichś barwnych ludzi; dyplomata rozważa w spokoju nowy fortel, mający zbić z tropu marzycieli o trwałym pokoju na ziemi; w ciemnym kącie jakaś kobieta westchnęła, przypomniawszy nagle męża, zabitego na wojnie, i nawet westchnęła jeszcze raz, z ulgą i radością, spojrzawszy na drugiego męża — bogatego fabrykanta gazów trujących i nowych pocisków.
Widzę ciemny namiot drzew pomarańczowych, a pod nim — jaśniejący ołtarz i zniszczonego przez febrę białego misjonarza, nawołującego czarnych ludzi do miłującego serca Chrystusowego. Cisną się zewsząd odświętnie ubrane murzynki i czarni mężczyźni, oczy, jarzące wiarą, wlepiają w krucyfiks i błagają nowego dla nich Boga, aby dał im urodzaj prosa i bawełny, przypłód obfity kobietom i owcom, aby pozbawił siły czarowników i złe duchy.
Jakaś murzynka pada przed ołtarzem i łka, wołając: