— Bogu! Bogu! Mąż mój wprowadził do zagrody nową, młodą żonę. Uczyń tak, aby złośliwy fetysz urzekł ją, aby zmarniała do reszty i oddała mi miłość mego Dialu!...
We wszystkich świątyniach naraz podnoszą się na ambony kaznodzieje i rzucają słowa miłości, wiary i nadziei. Lecz nikt ich nie słucha, bo ci, co doszli do wiedzy, nie potrzebują bogów, jak pouczał mędrzec Budda, a ci, co knują krzywdę i mord bezkarny, lub ci, co cierpią męki bez wytchnienia, nie wierzą w miłość i prawdę.
Słowa kapłanów są niby ziarna pszenicy, padające na kamienistą glebę.
Na ekran tymczasem wypływa nowy krajobraz.
Nasza mieścina polska, rynek i fara sędziwa.
Młody, wysoki, o natchnionej, surowej twarzy ksiądz z ambony przemawia do tłumu, skupionego i przejętego urokiem chwili. Nie słyszę głosu, lecz rozumiem myśli i słowa księdza o wyrazistem obliczu.
Bóg się objawia w prawdzie, w pięknie, w dobrych czynach i w nich jest nieśmiertelny! Cieszcie się, dzieci Boże, albowiem jesteście synami i córami narodu, posiadającego Boga wiecznego, a wszechpotężnego! Prawdą była nasza męka, pięknem — porywy i wytrwałość, dobrym czynem — wiara w zmartwychstanie Polski... I oto mamy ją — umiłowaną, gdzie swobodnie rozbrzmiewa nasza mowa, gdzie wytryska szczytna myśl, gdzie niemasz żądzy zaboru i krzywdy, a gdzie najwcześniej zaświta — pokój ludziom dobrej woli...
Nagle... bezwiednie posunąłem wskazówkę aparatu w innym kierunku i ujrzałem na krysztale „gwiazdę nowego Boga”, mury Arzawy, święty gaj druidów, niebieską wstęgą Gangesu, żółty prąd Nilu, kapłanów, magów, faraonów, królów i pospólstwo, wpatrujących się w daleki horyzont i oczekujących z upragnieniem przyjścia — Boga... o postaci ludzkiej, zwykłej, o mowie — zrozumiałej i prostej.
Retrowizja!... Chciałem sprawdzić na jakim znaku zatrzymałem wskazówkę, lecz przy niebacznem poruszeniu ręki ekran zgasł i więcej powtórzyć tej zjawy nie potrafiłem.
W ten sposób wszystko pozostało jak dawniej. Nie wiem, skąd pochodzę: z Arzawy, czy z warownej osady starej Flandrji; nie wiem, czy marzenia wymarłych ludów ziściły się i czy ziemia nasza wydała
Strona:F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu/87
Ta strona została przepisana.