Kuter przewaliło w tej chwili na lewą burtę, aż krawędzią jęła podcinać czubate fale. Wyprostował się jednak, skrzypiąc w wiązaniach i ociekając wodą.
Przed dziobem kłębiły się bałwany i wylatywały pienne i syczące wysoko.
— Biegniemy furt!... — zauważył Kostek.
— Gdyby tedy kuter nie był ciężki — odkrzyknął Stach — a on napchany rybami dycht do kraju! Biegnie i biegnie, jeno w nim gnoty trzescą! Bieżny kuter, lotny...
— Godacie i godacie, miast Boże imię powtarzać! — upomniał Maciej.
— W godaniu nie słychać jak morze śpiewa — odciął się Balke. — Z tem lepiej, bo śpiewka ta — nie po sercu...
Nadbiegł bałwan, już zdala najeżywszy grzywę, i z hukiem i pluskiem wpadł na kuter, przetoczył się przez niego i wyrzucił bryzgi i pianę aż pod szpyl masztu.
Jęknął żałośnie kuter i skrzypiąc, zaczął się prostować...
— Uh! zimna woda na morzu! — wzdrygnął się Stach, poprawiając ceratową mucę, z pod której wybiły mu się kosmyki włosów.
— Aha! i — mokra — dodał Balke.
— Ani rusz faji zaćmić! — rzekł Stach.
Spadła noc i wsiąkła w mgłę, w bryzgi, w kipiącą zwarę. Dokoła, jak okiem sięgnąć, żadnego ognika. Stach zapalił latarnię i wciągnął ją do połowy przedniej barduny. Wtedy na falach tu i ówdzie zaczęły połyskiwać i miotać się błyski, słabe i niepewne.
Kuter biegł naprzód, walcząc z falami, zapadając w ruchome otchłanie. kręcąc się w wirach i drżąc od ciosów niewidzialnych wałów, bijących ze wszystkich stron.
— Fale sę plątać zaczęły. Brzeg bliski! — krzyknął sternik.
— Pochwalony niech będzie Pan Jezus i Matka Przenajświętsza! — odezwali się rybacy.
Istotnie, brzeg był już blisko. Daleko-daleko zapalił się i znikł, niby wpadł do morza ognik.
— Latarnia karwiowska! — zawołał Stach. — Już mi gorąca strawa w nosie kręci!
— Zaczekasz, jeszcze nie rychło... — odpowiedział Balke.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu/94
Ta strona została przepisana.