nym celem życia. Przed większemi bitwami Miller opowiadał zazwyczaj więcej, starając się podnieść ducha, obudzić wesołość i pewność zwycięstwa.
Żołnierze nazywali go „Stary“ albo „Nauczyciel“.
I prawda! Jak stary żołnierz, rozumiał on duszę żołnierską i ludzką, a jak nauczyciel, umiał poprowadzić w należnym kierunku myśl swoich towarzyszy broni.
Ceniono go bardzo w pułku i, gdy Zygmunta posyłano w jakiejś sprawie pułkowej z obozu do miasta lub sztabu, wyglądano go niecierpliwie i narzekano:
— Psia krew! Gdzie to „nauczyciel“ zabłąkał się? Czy aby naszego „starego“ do sztabu nie wzięli, bo łakomi tam na niego.
Lecz nie dla służby w sztabach poszedł na wojnę młodzieniec, tylko dla bitew i ofiar, więc zawsze powracał do legjonu i przywoził z sobą nowe, ciekawe opowiadanie lub jaką książkę, jeszcze nie czytaną, a wtedy na nowo zaczynały się pogadanki wieczorne.
Nareszcie nastąpiły szczęśliwe dni, w których Polakom sądzonem było walczyć już pod polskim sztandarem.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Najwyższy lot.djvu/101
Ta strona została przepisana.