zostało przy nim, gdyż był zabijaką, jak dawny pułkownik książęcej tatarskiej chorągwi.
Nikt jednak z kompanji Millera, ani na chwilę nie myślał, żeby „stary“ albo „nauczyciel“ wybaczył im jakieś wykroczenie przeciw prawu lub dyscyplinie. Na służbie był wymagający, żartów nie lubił, lecz wiara wiedziała, że „stary“ wstawał jeszcze przed pobudką, nocami obchodził warty, a w boju był w pierwszym szeregu i strzelał okrutnie.
Widzieli go też żołnierze, gdy, ranny w obojczyk podczas ataku, doszedł do szańców bolszewickich i, nie mogąc sam walczyć, został w linji i komendy nikomu nie oddał; pamiętali też dobrze, że, ledwie podleczony, stawił się do pułku i dowództwo objął nanowo, po staremu opowiadał „fajne“ rzeczy wieczorami, nocami warty i czołowe posterunki kontrolował, z całą surowością wymagał służby, a po służbie zmieniał się odrazu w „starego“.
13 sierpnia 1920 r. posunięto pułk pod Ossów, aby zatrzymać bolszewików, którzy parli na Warszawę.
Wieczorem zebrało się około Millera sporo żoł-