— Ktoś ty taki? — spytał Pawłowicza jeden z komisarzy.
— Obywatel miński, Tomasz Pawłowicz! — odpowiedział zapytany.
— Łże on, towarzysze, łże! Był u kniazia — księdza Światopełka i powiedział, że się nazywa „Wilk“. Pewno jakiś polski szpieg. Naradzali się tam pany. Wszystkich widziałem, a kto był to już wiecie.
— Słyszysz? — uderzając pięścią w stół, wrzasnął komisarz.
— Słyszę — odpowiedział Wilk — ale powtarzam, że nazywam się Pawłowicz i jestem z Mińska. Przybyłem do księdza w sprawie własnej i żadnym szpiegiem nie jestem. Oto są moje papiery.
Komisarze naradzali się przez parę chwil, poczem starszy klasnął w dłonie, a gdy wpadli żołnierze z warty, zawołał:
— Do „czeki“ z nim! Powiedzcie, że komisarz Łarjonow przysyła szpiega.
„Wilka“ wyprowadzono, a komisarze otoczyli chłopa, klepali go po plecach i mówili:
— Dobrze spisałeś się, Michale! Służba twoja dla rządu robotniczo-żołnierskiego i włościańskiego nie przepadnie. Wracaj teraz do domu i za Lachami patrz, co zamierzają!
Strona:F. Antoni Ossendowski - Najwyższy lot.djvu/130
Ta strona została przepisana.