— Jesteście więc księciem Światopełk-Mirskim? — dopytywał się bolszewik.
— Jestem księdzem katolickim Światopełk-Mirskim — poprawił go znowu ksiądz.
— Zdradziłeś Rosję dwukrotnie! — zapiszczał inny sędzia, rudy, jak marchew, wyrzucając ślinę z ust przy każdem słowie.
— Nie wiedziałem tego! — uśmiechnął się ksiądz, bacznie patrząc na sędziów.
— Pochodząc od carów rosyjskich, stałeś się Polakiem, szerzyłeś polskość wśród Białorusinów, zakładałeś polskie szkoły, katolickie kaplice — to jedna zdrada, tylko carski rząd ciebie zato nie powiesił, bo był głupi! Druga zdrada — zacząłeś pomagać organizacjom wojennym polskim, harcerskim drużynom, w jakieś konszachty wchodziłeś z wojskami polskich buntowników przeciwko robotniczo-żołnierskiemu rządowi, który potrafi cię ukarać!
Piszczący i ziejący śliną sędzia kręcił się z wściekłości, bił pięściami w stół i ciężko oddychał, chwytając brudnemi palcami za swoją kędzierzawą, rudą głowę.
Gdy rudy skończył, ksiądz zaczął mówić niewzruszonym głosem:
— Synowie mego rodu zawsze byli na służbie Polski, walczyli w jej szeregach i wiarę katolicką
Strona:F. Antoni Ossendowski - Najwyższy lot.djvu/135
Ta strona została przepisana.