Rosji, bo przecież ślepy i głuchy nawet nie weźmie pana za Rosjanina?
Sędzia rzucił się, jak oparzony, zaczął coś piszczeć, jąkać się z wściekłości, aż nareszcie zadzwonił i, gdy weszło dwóch żołnierzy, zaryczał:
— Wziąć tego kontrrewolucjonistę, imperjalistę i klerykała i oddać w ręce sędziego, towarzysza Leona tam, na dole, w lochu. Niech wyciągnie od niego zeznania, kto stoi na czele organizacyj wojskowych i jakie są zamiary Polaków. O rezultacie donieść mi niezwłocznie!...
Ksiądz odwrócił się od stołu i wyszedł, mając za sobą i przed sobą żołnierzy z karabinami.
W lochach gmachu Mohylowskiej „czerezwyczajki“ mieścił się specjalny wydział śledczy, gdzie kaci zniewalali aresztowanych do ważnych zeznań i gdzie tracono „wrogów sowieckiego rządu“.
Najbardziej straszliwym i okrutnym był sędzia „czeki“, towarzysz Leon. Niegdyś, za fałszowanie pieniędzy rosyjskich, zesłany na ciężkie roboty na Sachalin, otrzymał tam 300 batów na drewnianej ławie, nosił kajdany, pracował przykuty do taczki w szybie węglowym, a kat wyrwał mu nozdrza.