Nagle przypadł do wieśniaka oficer bolszewicki i w pierś szeroką wypalił z rewolweru. Grzesiak zachwiał się, schwycił za pierś i upadł.
Jeszcze widział przez chwilę jasne, pogodne niebo i słońce, a później wszystko to gdzieś przepadło.
Gdy się obudził, zrozumiał, że jest na wozie i jedzie.
Jęknął. Natychmiast schyliła się nad nim twarz kobieca w białym czepku z czerwonym krzyżykiem na czole.
— Gdzie jestem? — spytał.
— Byliście ranni w bitwie. Teraz wiozę was do szpitala. Nie rozmawiajcie jednak, bo to szkodzi! — mówiła siostra miłosierdzia, poprawiając mu poduszkę.
— Upadłem wtedy... — szepnął.
— Wynieśli was syn wasz z kapralem do naszej czołówki — odpowiedziała siostra.
— Gdzie Piotrek? — pytał dalej.
— Do wojska wstąpił! — odpowiedziała. — Prosił, abym wam powiedziała, że chce zemścić się za waszą krew.
W tej chwili podbiegł ktoś do wozu i zawołał: