Bolszewicy z wściekłością atakowali Płońsk. W dzień i w nocy nie ustawała strzelanina z karabinów maszynowych, chwilami tylko przerywana ogniem dział.
Polskie pułki, broniące miasta, goniły resztkami sił, bo przecież przyszły z nad Bugu, idąc w ustawicznych potyczkach i nie znając ani wywczasu, ani dobrego wiktu. Żołnierze upadali ze zmęczenia i nawet podczas boju, po kilku strzałach, zasypiali w okopach.
Dowództwo postanowiło zdobyć się na szalony krok, a mianowicie zmusić nieprzyjaciela atakiem jazdy do cofnięcia się od Płońska. Zastanawiano się tylko nad tem, jaki oddział posłać do ataku, gdyż wszyscy ludzie byli zmordowani do szczętu.
— Najpewniejszym byłby 201 pułk szwoleżerów! — zauważył jeden ze sztabowców. — Osłaniał on nasz odwrót, bił się wyśmienicie nad Bugiem.