Strona:F. Antoni Ossendowski - Najwyższy lot.djvu/180

Ta strona została przepisana.

Lambach gnał z gołą szablą w ręku, rozpromieniony i szczęśliwy.
Polacy wpadli na piechotę i zaczęła się krwawa praca, ale nie na długo, nieprzyjaciel bowiem począł szybko się cofać pod osłoną armat.

II.

Szwadron, spełniwszy swe zadanie i zmusiwszy bolszewików do odwrotu i przeniesienia baterji w inne miejsce, znowu zanurzył się w gąszcz krzaków, ścigany karabinowym i armatnim ogniem.
Wachmistrz, przepuściwszy cały szwadron, daremnie szukał oficera.
— Kto widział porucznika? — krzyknął do żołnierzy.
— Widziałem, że padł razem z koniem — odpowiedział jeden z szwoleżerów.
Gdy szwadron wyszedł na drogę, wachmistrz zaczął liczyć ludzi. Brakowało oficera i pięciu szwoleżerów. Śród nich był Stefan Lambach.
Ziściły się jego pragnienia. Doznał wrażeń konnej szarży, padł za Ojczyznę, a krew jego woła namiętnym głosem:
„Wytężcie siły i stwórzcie wielką i wspaniałą Polskę“!