Loluś był bardzo smutny. Jasna czuprynka opuściła mu się na wysokie, zawsze pogodne czoło, a zielone oczy były zamglone. Nie lubił okazywać swego smutku przed nikim, nawet przed matką, przed swoją ubóstwianą Muchną, jak ją pieszczotliwie nazywał. O, szczególnie przed Muchną!
Jednak, gdy był teraz sam z sobą na wzgórzu, skąd widział stary, pochylony kościółek na Przypuście, myślał o różnych ludziach i rzeczach.
Przed stroskanemi oczami chłopaka płynęły nieskończonym korowodem obrazy.
Zbolała twarz ojca w trumnie, zuchowata, silna postać brata Stacha, który z marynarzami poszedł pod Grodno bić się z moskiewskimi bolszewikami, ogromne, pałające oczy matki, które poza szmaragdowemi blaskami nie mogły jednak utaić tęsknoty i trwogi; malutka, żywa staruszka babcia; stary kościółek, co już widział tyle, że i w dziesięciu