Strona:F. Antoni Ossendowski - Najwyższy lot.djvu/200

Ta strona została przepisana.

pozostać bezczynnym, na uboczu, w ukryciu!... Już idzie gadka pośród uczniów Kulwiecia, że przyszedł i na nas czas... już przyszedł... Harcerzu, czuwaj!...
Chłopak zerwał się na równe nogi. Głowa mu płonęła, tłukło się serce w chłopięcej piersi, pałały oczy i pięści zaciskały się z mocą męską...
Spojrzał na stary kościółek, zapomniany przez dzieje i czas, i szerokim, szybkim krokiem podążył ku domowi.
W miarę, jak się zbliżał do Nieszawy, twarz stawała się bledszą, usta poczynały drżeć i przykry, łechcący chłód pełznął po grzbiecie. Gdy przymrużał oczy, wnet widział miłą, łagodną twarz Muchny, uśmiech jej pogodnych ust, ale zżymał się natychmiast, gdyż z poza tej ukochanej twarzy wynurzała się inna: blada rozpaczą i napiętnowana bólem, o zmarszczkach cierpienia na czole i oczach pełnych ciężkich, gorzkich łez.
Loluś zatrzymał się na chwilę, twarz i oczy zasłonił rękami i długo stał w bolesnej, nieznanej dzieciom rozterce. Naraz podniósł wysoko jasną główkę, przesunął dłoń po czole, jakgdyby zrzucając niewidzialne nici lepkiej pajęczyny, i głośno wymówił jedno tylko słowo:
— Muszę!
Dalej szedł już spokojny i radosny, jak idzie czło-