Strona:F. Antoni Ossendowski - Najwyższy lot.djvu/202

Ta strona została przepisana.

— Aha, a co? — zawołał Loluś. — Nie ja ostatni, tylko Muchna!
— Jedz, urwisie! — odezwała się babcia, krając chleb. — Muchna może się spóźniać... trochę, ale nie ty, boś mały chłopczyna...
— Jeżeli jestem małym chłopcem, — przekomarzał się Loluś — to poco babcia daje mi zsiadłego mleka, jak dla żołnierza?
Mówiąc to, poczuł naraz Loluś, że bezwiednie wyrzekł jakąś prawdę i obejrzał się. Ze zdziwieniem zauważył nagle strwożone oczy Muchny z rozszerzonemi źrenicami, w których miotało się przeczucie i obawa; zobaczył twarz babci, która spochmurniała, zdawałoby się, bez przyczyny; staruszka podniosła na niego oczy i natychmiast je spuściła.
— Pleciesz coś! — mruknęła niezadowolonym głosem, a po chwili jęła znowu spoglądać na niego i pytający wzrok zwracać ku Muchnie.
Wieczorem przyszli znajomi, a z Warszawy przyjechali krewni. Muchna grała na skrzypcach „Legendę“ Wieniawskiego, „Menuet“ Mozarta i wiele innych pięknych rzeczy. Loluś akompanjował.
Odczuwał zawsze dziwną rozkosz, gdy grał z matką, ponieważ czuł wyraźnie, jak zacieśniają się wtedy więzy zrozumienia pomiędzy nimi i jak prze-