czynku, gdy nagle Władek, schylony nad książką, podniósł głowę i rzekł, zwracając się do ojca:
— Ojcze, chciałem ci powiedzieć, że wstąpiłem do armji ochotniczej.
— Co? — wyszeptał z przerażeniem w głosie Sosnowski. — Ty? do armji?
— Tak! Wołają młodzież, bo inaczej Moskale zdobędą Warszawę, a wtedy — koniec! — odparł chłopiec.
Stary milczał. Przeszedł się po pokoju, usiadł, znowu się zerwał i zbliżył do syna.
— Za ziemian, za fabrykantów będziesz walczył? — pytał.
— Za Polskę, ojcze! — odrzekł syn, podnosząc na niego oczy.
— A socjalizm, a partja? — pytał dalej Sosnowski.
— Wszystko będzie po staremu! — uśmiechnął się syn.
— Jakże to?
— Musimy naprzód mieć kraj, w którym socjalizm mamy szerzyć — odpowiedział syn. — Jeżeli nie obronimy naszej Polski, to moskiewscy komuniści będą nas uczyć socjalizmu!
Zaśmiał się, a widząc, że ojciec słucha go uważnie, dodał:
Strona:F. Antoni Ossendowski - Najwyższy lot.djvu/25
Ta strona została przepisana.