drab. — Dlaczego nie jedziesz szosą, tylko kryjesz się na stepie? Pokaż papiery!
Władek poznał w drabie jednego z minusińskich komisarzy, kilkakrotnie odwiedzającego warsztaty, gdzie pracował zbieg.
Nic nie odpowiadając, Władek uderzył konia przez pysk i, zawróciwszy młyńcem, pomknął przez step.
Natychmiast huknęło za nim kilka strzałów, kule gwizdnęły przeciągle koło ucha jeźdźca. Koń potknął się i runął, śmiertelnie ugodzony.
Władek Waleczny przypomniał sobie radę matki i, poleciwszy się opiece boskiej, wziął nogi za pas i gnał jak wicher. Za nim z turkotem i brzękiem pędził wóz, rozlegały się krzyki i strzały. Chłopak zrozumiał, że bolszewicy dogonią go lub ustrzelą.
— Siły wrogów znam dokładnie — mignęła Władkowi myśl, — więc pozostaje tylko szybka decyzja...
Sierżant wpadł w jakiś wykrot w ziemi, i, ukrywszy się dobrze, wyjął rewolwer.
— Boże Wielki, daj zwycięstwo! — szepnął, wznosząc oczy ku niebu.
Wóz tymczasem całym pędem zbliżał się do kryjówki zbiega.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Najwyższy lot.djvu/265
Ta strona została przepisana.