Strona:F. Antoni Ossendowski - Najwyższy lot.djvu/268

Ta strona została przepisana.

chłop. — Sojoci są gospodarzami tu, w Urianchaju, a nie ci czerwoni rozbójnicy. Sojoci pomogą nam... pokazać bolszewikom drogę do domu... kulami!
— E-e! — pomyślał Władek. — Bardzo zacni tu ludzie żyją.
Zapukał do drzwi i wszedł do izby.
— Skąd? Ktoś taki? — padły trwożne pytania.
— Z Minusinska. Jestem uciekinier, były żołnierz austrjacki — odparł Władek. — Przynoszę wam wieści od Iwanowa.
— Od którego? — pytali chłopi. — Od Wasyla?
— Nie wiem, jak mu na imię — odpowiedział sprytny chłopak. — A jak wygląda Wasyl?
— Taki wysoki, rudy...
— No, to właśnie od niego! — zawołał Władek. — Siedzieliśmy z nim razem w więzieniu. Gdy mnie, jako cudzoziemca, wypuszczono, kazał powiedzieć wam, że bolszewicy zamierzają zabrać wieśniakom krowy i konie dla wojska, a wszystkich chłopów na wojnę posłać.
Chłopi spojrzeli po sobie porozumiewawczo.
— Mówiłem, że niema poco czekać dłużej — mruknął jeden z obecnych.
— Jak się widzi, — odparli inni.
— Mówił Wasyl, żebyście wydobyli broń, ukrytą po lasach, i oddziały tworzyli, wybijając bolszewi-