Zaczął chłopak grzebać po kieszeniach kurty, szukając dowodów swej przynależności do „białych“ i nagle palce jego natrafiły na jakiś twardy przedmiot.
Chłopak wydobył z głębi bocznej kieszeni medal austrjacki na czerwonej wstążeczce. Na śmierć zapomniał o nim Władek, lecz w tej chwili mignęła mu genjalna myśl.
Wyprostował się dumnie i stentorowym głosem jął recytować:
— Imieniem nieboszczyka cesarza Franciszka-Józefa dekoruję cię stary, tłusty wieprzu, owym medalem! Oby cię z radości wielkiej szlag trafił jak najrychlej, małpo czarcia!
Efekt był niespodziewany, gdyż chłopak nie wiedział, że marzeniem każdego dostojnika mongolskiego jest medal lub inny order.
Jak małe, ucieszone dziecko, zerwał się z posłania książę i ręce łapczywie po medal wyciągnął.
— Czekaj! — doradzał mu Władek. — Nie śpiesz się, łojówko, dostaniesz! Ta joj!
Mrucząc te słowa w najczystszej mowie lwowskiej, wyciągnął szpilkę z klapy kurty i przypiął medal do zatłuszczonego chałatu książęcego.
Władek do więzienia nie powrócił, bo posadzono go na miękkiej poduszce przed kotłem z baraniną
Strona:F. Antoni Ossendowski - Najwyższy lot.djvu/273
Ta strona została przepisana.