spotkaniu, o tyle szybko słabnie, gdy walka się przeciąga.
— Zmęczę go i wytchnie mi się jak odkorkowana lemonjada — myślał, szukając przeciwnika i przy każdej okazji zaglądając do lokalu siódmej klasy.
Dziś nareszcie spotkał się z Maurycym i, stanąwszy przed nim, powiedział zupełnie spokojnym głosem:
— Spróbujmy się jeszcze raz, kolego!
Rozpoczęli pojedynek. Henryk już oberwał parę potężnych ciosów, lecz czuł, że „lemonjada“, wyszumiawszy się, zaczyna słabnąć.
Kossowski szybko się uwijał koło przeciwnika, gdy naraz ucapił go za kołnierz monsieur Delarue i wrzasnął:
— Znowu bójka?! Co za nieznośny polski temperament! Stój! Przyszła dla ciebie depesza... pilna!...
Zły był chłopak, że oderwano go od roboty, lecz, poprawiwszy na sobie ubranie, wziął depeszę i zaczął czytać.
Twarz mu zbladła i groźnie się nachmurzyły brwi.
— Jutro odjeżdżam... — oznajmił cichym głosem.
— Dokąd? — zapytał wychowawca.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Najwyższy lot.djvu/46
Ta strona została przepisana.