w koszarach, zapamiętale zajmował się gimnastyką, aby stać się mocnym. Udało mu się. Pierś mu się rozszerzyła, barki się rozrosły, a mięśnie nabrały giętkości i siły.
Zaczął ponownie napastować oficerów swego baonu, aby go wysłano na front. Prosił tak uporczywie, stanowczo i błagalnie, że nareszcie pewnego pięknego dla siebie dnia usłyszał grzechotanie karabinów maszynowych i wymarzone od dzieciństwa gwizdanie kul na froncie mińskim. Ataki i kontrataki, marsze naprzód i wtył, wywiady — wszystko przetrwał mały a cichy zawsze Bolek Dekański.
W październiku 1919 roku pułk stanął do bitwy pod Połockiem. Sumiennie i odważnie bił się w szeregach chłopak polski, zrodzony na wygnaniu, w sercu Azji, do chwili, aż mu utkwiła kula w nodze. Rana była poważna. Lekarze w Krakowie a później w Warszawie nie mogli wydobyć kuli i pozostawili ją Bolkowi na pamiątkę z wojny.
Noga mu wciąż nieznośnie dokuczała, kulał chłopczyna, ale trzymał się ostro.
Znowu zaczął obijać progi urzędów wojskowych, prosząc się na front do swego pułku.
— Nie możemy brać inwalidów! — odpowiadano mu stanowczo.
Bolek zrozumiał, że już nic na to nie poradzi
Strona:F. Antoni Ossendowski - Najwyższy lot.djvu/54
Ta strona została przepisana.