Strona:F. Antoni Ossendowski - Najwyższy lot.djvu/62

Ta strona została przepisana.

Nagle Rotwand spostrzegł jakąś białą postać, zbliżającą się do polskich okopów. Postać ta dziwnie szybko rosła, jakgdyby pędząc z wichrem. Nareszcie stanęła przed szańcem, wprost przed oficerem, po drugiej stronie wału, białym szerokim płaszczem otulona. Czemś strasznem i zimnem wionęło od tego widma, lecz podporucznik uporczywie się w nie wpatrywał, gdyż poruszyło się i wyjęło ze zwojów swego płaszcza dużą księgę w czarnej okładce z napisem: „Życie“.
Blada dłoń jęła odwracać kartę po karcie, aż wreszcie jedna z nich zajaśniała jakimś niepewnym blaskiem. Rotwand wytężył wzrok i odczytał: „Życie Jana Rotwanda“.
Blade chude palce ostrym ruchem wydarły tę kartę. Rotwand krzyknął. Widzenie znikło.
— Śmierć! — pomyślał młodzieniec. — Śmierć przyszła uprzedzić mnie...
Tegoż wieczora, Jan Rotwand napisał taki list do rodziny:
„Moi wy ukochani!
„Długo się zastanawiałem i wreszcie zdecydowałem się napisać do Was słów parę. Trudno, abym sam was pocieszał, chcę jednak usprawiedliwić się przed Wami. Chciałbym, aby te słowa, skreślone moją ręką, mogły dać wam trochę spokoju i pocie-