— Czyżby to był sen? — starał się uspokoić siebie Rotwand. — Może znużony zasnąłem i coś mi się niewyraźnego przywidziało?...
Lecz natychmiast wypływała przed nim dziwnie świecąca, biała karta, czernił wyraźny napis: „Życie Jana Rotwanda“ i drgały chude, blade palce, wydzierające z księgi życia jego kartę... Wtedy dreszcz łechtał mu boleśnie serce i kurcz ściskał gardło.
To zmaganie się z przeczuciem nieodzownej śmierci trwało do 16 Czerwca 1915 r., gdy już Bajończycy walczyli na nowym odcinku okopów. Niemiecka ciężka artylerja rozpoczęła gwałtowny atak na cały front Carency. Szańce Bajończyków zasypywano ciężkiemi granatami. Jednak rannych i zabitych śród Polaków tego dnia nie było.
O zachodzie słońca zaczął słabnąć ogień niemiecki. Już oczekiwano końca mozolnego dnia, gdy nagle nadleciał granat, upadł w polskim szańcu i wstrząsnął ziemię wybuchem, oślepił i ogłuszył. Gdy dym się rozwiał, ujrzano kilku Bajończyków, leżących na ziemi. Jedni byli porwani na strzępy, drudzy pozbawieni rąk i nóg, innych odłamki granatu przebiły nawylot. Wśród nich był podporucznik Jan Rotwand.
Przeznaczenie wyrwało kartę jego życia...
Strona:F. Antoni Ossendowski - Najwyższy lot.djvu/65
Ta strona została przepisana.