17 lat dopiero miał Zygmunt Miller, gdy wstąpił do legjonów w Piotrkowie w r. 1914. Od tego czasu nie opuszczał szeregów, którym było sądzone bronić i utrwalić odradzającą się Polskę.
Walczył jako szeregowiec, a wyrobił się na dobrego i surowego dla siebie i innych żołnierza. I nie dziw! Bo już w 23 bitwach brał udział, śmierci nieraz zaglądał w oczy i nie wyprowadzało go z równowagi żadne nieoczekiwane niebezpieczeństwo.
Zrozumiał wielkie znaczenie ładu i posłuchu w wojsku i nie folgował sobie, ani też innym, później, gdy już gam prowadził żołnierzy do boju.
Legjoniści lubili tego poważnego młodzieńca, bardzo uprzejmego dla każdego i łagodnego. W chwilach, gdy nie było warty, wycieczki lub potyczki, wiara zwykle otaczała Zygmunta, a przy ognisku, czy w chałupie przy palącym się piecu, przed spoczynkiem, któryś z legjonistów podchodził do niego z prośbą: